logo
Nosferatu

Nosferatu (2024)

Reżyseria

Robert Eggers

Gatunek

horror gotycki

Czas trwania

2h 12min

Dostępność

Kina w Polsce (w końcu)

Właściwie każdy wiedział od 2 miesięcy, że ten film jest bardzo dobry. Recenzja Nosferatu ma więc na celu przybliżenie smaków tej niezwykłej uczty!

Nosferatu, to adaptacja adaptacji, która nie jest pełnoprawną adaptacją Drakuli Brama Stokera, ale pozostaje ikoną kultury popularnej. Robert Eggers zrobił wszystko, byśmy mogli poczuć aktualność grozy tej powieści gotyckiej z końca XIX wieku.

Z ekranu wypływa okrutnie gęsta atmosfera połączona z mieszaniną dyskomfortu, lęku i strachu. Zbliżenia z nieostrym tłem, minimum dziennych scen, światła świec, niski śpiew męskiego chóru, momenty surrealistyczne i oniryczne, jak z najgorszych koszmarów (kilka osób przyznało się, że po seansie mieli złe sny). Dodajmy do tego pełne zbliżenia na przerażoną twarz Thomasa (Nicolas Hoult), czy agonię opętanej Ellen (Lily-Rose Depp), a także jump-scare’y, przemoc, okultyzm i rytuały ludowe.

Osobnym fenomenem jest postać hrabiego Orloka (Bill Skarsgård), która musiała osiągnąć równowagę między odrażającą istotą nadprzyrodzoną, czyli autentycznym „wąpierzem” z folkloru europejskiego, a czymś więcej niż kalką bladego stwora. Charakteryzacja całkowicie zamaskowała aktora, a zdolności odtwórcy Pennywise’a z To nadały jego postaci głębię i specyficzne maniery. Tytułowy Nosferatu przeraża. Eggers ma za zadanie przerazić widzów historią znaną już od dwustu lat. Traktuje to zadanie poważnie. Dzięki temu rewelacyjnie odtwarza ówczesną rzeczywistość na rozdrożu między romantyzmem i nowoczesnością.

Świetnie wybrzmiewa w tym filmie także komentarz społeczny. Mamy tu czas zarazy, niecierpliwego Fredricha (Aaron Taylor-Johnson), który nie wierzy w moce nadprzyrodzone, profesora von Franza (Willem Dafoe) naukowca-pariasa porzucającego racjonalność. Mamy też Ellen, z jednej strony femme fatale, a z drugiej protekcjonalnie traktowaną (przez mężczyzn) nieszczęśnicę.

Reżyser wszystko to podkręca do granic możliwości i niewiele brakuje do pęknięcia balonika. Jump-scare’ów mogło być mniej, seksualność w tym filmie została całkiem zohydzona, a po jakimś czasie Orlok o włos ociera się o karykaturę (ten hipnotyczny głos kojarzył mi się z Hotelem Transylwania i słynnym „ble – ble ble”).

Czy jednak przesłanie tej historii faktycznie pozostaje aktualne? Czy dylematy na temat zła i dobra w ludzkim życiu mogą być tak jednoznaczne jak kiedyś, czy już żyjemy w czasach subtelności? Eggers zdaje sobie sprawę, że Nosferatu/Drakula to kulturowy filar sprzed epoki i jako klasyk zasługuje na pełen szacunek. Dlatego ten film działa. Polecam go zobaczyć na dużym ekranie - oczywiście, że wieczorem.

[Paweł M]

Inne recenzje